Odetchnęłam
cichutko, spoglądając przez okno. Ciemne chmury, które zgromadziły
się nad Londynem około godziny temu, totalnie popsuły moje plany
na dzisiejszy wieczór. Wyjątkowy wieczór, w końcu dziewiętnaste
urodziny obchodzi się tylko raz, prawda? Mruknęłam z
niezadowoleniem, po czym spojrzałam na zegarek wiszący na ścianie.
Dziewiętnasta pięćdziesiąt dziewięć. Uśmiechnęłam się w
duchu, podchodząc do drzwi wejściowych. Obróciłam wiszącą na
nich tabliczkę tak, aby potencjalni klienci mogli zobaczyć
komunikat, że sklep został już zamknięty. Ze znudzeniem upewniłam
się, że wszystko jest na swoim miejscu, po czym włączając alarm,
opuściłam miejsce pracy. Rozpromieniłam się lekko, czując
wibracje telefonu.
- Hej,
Ruby. Wszystko w porządku? - spytałam, w jej głosie można było
wyczuć odrobinę smutku.
- Tak,
tak. Dzwonie tylko, aby upewnić się, że nie zapomniałaś o
dzisiaj?
- Um
– zawahałam się. - Nadal jesteśmy umówione? Tak strasznie
pada, myślałam, że nie będziecie mieć ochoty...
- Czy
ty mówisz poważnie?! To twoje urodziny! Będę do ciebie za pięć
minut, postaraj się nie zmoknąć za bardzo – cmoknęła Ruby,
rozłączając się.
Ruby
była niezwykle punktualna. Faktycznie, pięć minut później
pojawiła się na parkingu sklepu muzycznego. Ruszyłam w stronę
samochodu, w którym oprócz Ruby siedziało również dwóch
chłopaków i dziewczyna. Wszyscy przywitali mnie głośnym
„WSZYSTKIEGO NAJLEPSZEGO”, na co wywróciłam oczami, śmiejąc
się głośno.
- Oświeci
mnie ktoś w końcu, dokąd jedziemy?
- To
niespodzianka. Zresztą, zaraz sama się przekonasz – odezwał się
Luke, niewysoki chłopak o krótkich, brązowych włosach. Podróż
nie zajęła nam długo. Do celu dojechaliśmy może trzy minuty
później. Ruby zaparkowała samochód na podjeździe dużego domu,
który wyglądał, jakby miał się zaraz rozpaść. Był w całkiem
dobrym stanie, ale głośna muzyka oraz krzyki ludzi mówiły same
za siebie.
- Mówiłaś,
że nie chcesz urządzać imprezy urodzinowej, więc impreza
znalazła ciebie – Ruby uśmiechnęła się, ukazując dwa rzędy
białych zębów.
- Czy
wy jesteście poważni?! Kogo to jest dom? I co to za impreza? -
spytałam z pretensją w głosie. Nie zrozumcie mnie źle, naprawdę
miałam nadzieję na dobrą zabawę dzisiaj, ale wpraszanie się na
czyjąś imprezę?-
- Wyluzuj,
to impreza Oliviera – wtrąciła Chloe, blondynka, która do tej
pory nie odezwała się ani słowem. - Mój kolega z roku, na pewno
pamiętasz – wyjaśniła, a ja pokiwałam twierdząco głową. Tak
naprawdę nie miałam pojęcia, kim jest Olivier, ale uspokoiłam
się trochę pod wpływem słów Chloe. Mimo wszystko, nadal miałam
złe przeczucia, co do tej imprezy.
Wchodząc
do domu Oliviera powitało nas sporo osób. O większości z nich
nigdy nie słyszałam, ale myślę, że można mi to wybaczyć,
biorąc pod uwagę, że w Londynie jestem dopiero od dwóch miesięcy.
Po
trzech drinkach, które zaserwował mi Luke poczułam się odrobinę
pewniej. Zwykle staram się nie pić zbyt wiele, ale skoro dziś są
moje urodziny, a większość ludzi tutaj jest już pijana,
postanowiłam niczym się nie martwić i odrobinę zabawić. Bez
przesady, oczywiście.
Ruby
i Chloe zaciągnęły mnie na parkiet, gdzie roiło się od
napalonych nastolatków, szukających tylko jednego, ale sprytnie
udawało nam się spławić każdego, który zbliżał się w naszym
kierunku. Sprawy zrobiły się trochę bardziej niezręczne, kiedy
dołączyli do nas Luke i Daniel. Luke od razu owinął ręce dookoła
szczupłej talii Ruby, natomiast Daniel obdarzył Chloe czułym
pocałunkiem w usta. Zdążyłam przyzwyczaić się do tego, że
czasami jestem jak piąte koło u wozu, ale oprócz tych małych
wyjątków, kiedy nie mogą się od siebie odkleić, czuję się z
przy nich całkiem dobrze. Poza tym, to moi jedyni przyjaciele w
Londynie.
Odwróciłam
wzrok, szukając wolnego miejsca na kanapie, kiedy moje oczy
dostrzegły ciemnowłosą postać, której oczy były wlepione we
mnie. Speszyłam się lekko, mimo tego chłopak nie odwrócił
wzroku. Przyznam szczerze, że przeszły mnie ciarki, ponieważ
chłopak wyglądał odrobinę... niebezpiecznie? Miał na sobie
czarną koszulę, czarne spodnie oraz czarne buty. Srebrny, sprytnie
ukryty pod bluzką naszyjnik mienił się lekko w świetnie lamp.
Jego twarz nie wyrażała żadnych emocji, a jego oczy nadal były
wlepione we mnie. Nie byłam w stanie powiedzieć, czy chłopak chce
mnie zabić, zatańczyć ze mną, a może po prostu robi sobie ze
mnie żarty. Zignorowałam jego spojrzenie, kierując się w stronę
wyjścia z domu. Potrzebowałam trochę świeżego powietrza, a Luke,
Ruby, Daniel i Chloe wydawali się zbyt zajęci sobą, by zauważyć
moje zniknięcie. Przecież nie będzie mnie góra pięć minut.
Okej,
może trochę dłużej. Ale to tylko dlatego, że wszystkie domy
tutaj wyglądają identycznie. Z tym, że nigdzie nie słychać
muzyki. Szczerze mówiąc, nie miałam zielonego pojęcia, gdzie
jestem, a jedynym światłem, który choć trochę rozjaśniał mi
drogę, był księżyc. Zadrżałam lekko, słysząc za sobą kroki,
jednak nie miałam odwagi, by się odwrócić. Swoją drogą, nawet
nie musiałam, ponieważ sekundę później ktoś zaszedł mi drogę.
Całe życie stanęło mi przed oczami, kiedy przede mną wyłoniło
się dwóch chłopaków, a może powinnam powiedzieć mężczyzn?
Jeden z nich miał jasne blond włosy, postanowione na żel,
natomiast twarz drugiego otulona była brązowymi loczkami. Uśmiechy
na ich twarzach powinny sugerować, że nie chcą zrobić mi nic
złego, prawda? Dlaczego w takim razie miałam wrażenie, że
powinnam uciekać, ile sił w nogach? Odwróciłam się na pięcie,
robiąc krok do przodu. Wtedy jednak poczułam coś twardego. O Boże,
tylko nie to. Kolejnych dwóch chłopaków stało po drugiej stronie
mnie. Oboje mieli krótkie, raczej ciemne włosy. Jeden z nich był
wyższy. Rozejrzałam się dookoła szukając jakiejkolwiek drogi
ucieczki. Z jednej strony była ściana, z drugiej stał czarnowłosy
chłopak. Dokładnie ten sam, który gapił się na mnie na imprezie.
Momentalnie zamarłam, otwierając lekko usta. Chce mnie zabić,
wiedziałam to. Wiedziałam to od samego początku.
- Zgubiłaś
się, hm? - odezwał się blondyn. Jego akcent wykazywał, że mógł
być stąd.
- Ja...um...ja
tylko...
- Tylko
co? - spytał chłopak w brązowych włosach. Ten niższy.
Postanowiłam zignorować to pytanie.
- Nie
chcesz się odrobinę zabawić? - „Wyższy” sugestywnie
przygryzł wargę, a przez moje ciało ponownie przeszedł dreszcz.
- Skoro
nie podobała ci się impreza... może z nami poczujesz się lepiej,
hm? - spytał chłopak w loczkach, unosząc brew do góry. Cholera.
Próbowałam
wymyślić plan ucieczki, jednak było to dosyć ciężkie, biorąc
pod uwagę, że byłam otoczona przez piątkę znacznie wyższych i
silniejszych chłopaków. A poza tym, skoro chcą mnie zabić, to na
pewno muszą być uzbrojeni. Skoro chcą mnie zabić...w
zasadzie, to nie mam nic do stracenia, prawda? Kopnęłam z całej
siły czarnowłosego chłopaka stojącego przede mną, ponieważ
uznałam, że łatwiej będzie uporać mi się jednym, niż z dwoma.
Chłopak skulił się lekko, zupełnie zaskoczony moim postępowaniem,
natomiast dwójka stojąca po mojej stronie natychmiast mnie złapała.
Nawet nie zdążyłam spróbować uciec. Co ja sobie w ogóle
myślałam?! Teraz na pewno mnie zabiją. Poczułam czyjąś pięść
na swoim policzku i syknęłam z bólu. Zacisnęłam mocno powieki
spodziewając się kolejnej.
- Zostaw
– odezwał się w końcu chłopak, którego zaszczyciłam solidnym
kopniakiem. - Sam się nią zajmę – oznajmił surowym tonem,
podchodząc bliżej mnie. Każdy jego krok w moim kierunku
powodował, że się cofałam. Kiedy poczułam za sobą zimną
ścianę, zamknęłam oczy, czekając na cios. - Jak masz na imię,
Skarbie? - spytał, a zamiast bólu poczułam delikatną dłoń,
która pogładziła mój policzek. Miejsce, w którym zostałam
wcześniej uderzona. - Patrz na mnie, kiedy do ciebie mówię –
wyszeptał do mojego ucha, delikatnie muskając je swoimi ustami. Z
przerażeniem otworzyłam oczy, a moje ciało po raz kolejny
przeszedł dreszcz. Zgwałci mnie. Boże. Może powinnam go
poprosić, żeby po prostu mnie zabił? Cholera. - Spytałem, jak
masz na imię. Odpowiedz mi – tym razem jego ton był ostry,
stanowczy.
- Na...Nathalie
– wydusiłam w końcu, przeklinając się w duchu. Mogłam
wymyślić każde inne imię, jestem beznadziejna.
- Nathalie
– powtórzył, a ja jego twarzy pojawił się diabelski uśmiech.
- Miło cię poznać, Nathalie – po raz kolejny wyszeptał do
mojego ucha, ustami dotykając skóry zaraz pod nim. Potem przeniósł
je na moją szyję, powodując, że podskoczyłam. Miałam ochotę
płakać, jednak nie chciałam pokazać, że się boję. Chociaż to
pewnie i tak było oczywiste. Chciałam się wyrwać, jednak moją
nieudolną próbę ucieczki przerwały ręce chłopaka, które
oplótł wokół mojej talii, przyciągając mnie do siebie bliżej.
Kiedy jego usta miały dotknąć moich, po raz kolejny zacisnęłam
powieki, powtarzając sobie w myślach, że to tylko głupi sen. Z
przerażeniem czekałam na to, co miało stać się za chwilę,
jednak zamiast pocałunku poczułam, jak jego uścisk luzuje się
odrobinę. - Zapłacisz mi za tamto, Skarbie – wyszeptał, po czym
cała piątka zniknęła za budynkiem, zostawiając mnie w totalnym
szoku.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz