sobota, 27 lipca 2013

1. Miło cię poznać, Nathalie.


Odetchnęłam cichutko, spoglądając przez okno. Ciemne chmury, które zgromadziły się nad Londynem około godziny temu, totalnie popsuły moje plany na dzisiejszy wieczór. Wyjątkowy wieczór, w końcu dziewiętnaste urodziny obchodzi się tylko raz, prawda? Mruknęłam z niezadowoleniem, po czym spojrzałam na zegarek wiszący na ścianie. Dziewiętnasta pięćdziesiąt dziewięć. Uśmiechnęłam się w duchu, podchodząc do drzwi wejściowych. Obróciłam wiszącą na nich tabliczkę tak, aby potencjalni klienci mogli zobaczyć komunikat, że sklep został już zamknięty. Ze znudzeniem upewniłam się, że wszystko jest na swoim miejscu, po czym włączając alarm, opuściłam miejsce pracy. Rozpromieniłam się lekko, czując wibracje telefonu.

Hej, Ruby. Wszystko w porządku? - spytałam, w jej głosie można było wyczuć odrobinę smutku.
- Tak, tak. Dzwonie tylko, aby upewnić się, że nie zapomniałaś o dzisiaj?
- Um – zawahałam się. - Nadal jesteśmy umówione? Tak strasznie pada, myślałam, że nie będziecie mieć ochoty...
- Czy ty mówisz poważnie?! To twoje urodziny! Będę do ciebie za pięć minut, postaraj się nie zmoknąć za bardzo – cmoknęła Ruby, rozłączając się.

Ruby była niezwykle punktualna. Faktycznie, pięć minut później pojawiła się na parkingu sklepu muzycznego. Ruszyłam w stronę samochodu, w którym oprócz Ruby siedziało również dwóch chłopaków i dziewczyna. Wszyscy przywitali mnie głośnym „WSZYSTKIEGO NAJLEPSZEGO”, na co wywróciłam oczami, śmiejąc się głośno.

Oświeci mnie ktoś w końcu, dokąd jedziemy?
- To niespodzianka. Zresztą, zaraz sama się przekonasz – odezwał się Luke, niewysoki chłopak o krótkich, brązowych włosach. Podróż nie zajęła nam długo. Do celu dojechaliśmy może trzy minuty później. Ruby zaparkowała samochód na podjeździe dużego domu, który wyglądał, jakby miał się zaraz rozpaść. Był w całkiem dobrym stanie, ale głośna muzyka oraz krzyki ludzi mówiły same za siebie.
- Mówiłaś, że nie chcesz urządzać imprezy urodzinowej, więc impreza znalazła ciebie – Ruby uśmiechnęła się, ukazując dwa rzędy białych zębów.
- Czy wy jesteście poważni?! Kogo to jest dom? I co to za impreza? - spytałam z pretensją w głosie. Nie zrozumcie mnie źle, naprawdę miałam nadzieję na dobrą zabawę dzisiaj, ale wpraszanie się na czyjąś imprezę?-
- Wyluzuj, to impreza Oliviera – wtrąciła Chloe, blondynka, która do tej pory nie odezwała się ani słowem. - Mój kolega z roku, na pewno pamiętasz – wyjaśniła, a ja pokiwałam twierdząco głową. Tak naprawdę nie miałam pojęcia, kim jest Olivier, ale uspokoiłam się trochę pod wpływem słów Chloe. Mimo wszystko, nadal miałam złe przeczucia, co do tej imprezy.

Wchodząc do domu Oliviera powitało nas sporo osób. O większości z nich nigdy nie słyszałam, ale myślę, że można mi to wybaczyć, biorąc pod uwagę, że w Londynie jestem dopiero od dwóch miesięcy.
Po trzech drinkach, które zaserwował mi Luke poczułam się odrobinę pewniej. Zwykle staram się nie pić zbyt wiele, ale skoro dziś są moje urodziny, a większość ludzi tutaj jest już pijana, postanowiłam niczym się nie martwić i odrobinę zabawić. Bez przesady, oczywiście.
Ruby i Chloe zaciągnęły mnie na parkiet, gdzie roiło się od napalonych nastolatków, szukających tylko jednego, ale sprytnie udawało nam się spławić każdego, który zbliżał się w naszym kierunku. Sprawy zrobiły się trochę bardziej niezręczne, kiedy dołączyli do nas Luke i Daniel. Luke od razu owinął ręce dookoła szczupłej talii Ruby, natomiast Daniel obdarzył Chloe czułym pocałunkiem w usta. Zdążyłam przyzwyczaić się do tego, że czasami jestem jak piąte koło u wozu, ale oprócz tych małych wyjątków, kiedy nie mogą się od siebie odkleić, czuję się z przy nich całkiem dobrze. Poza tym, to moi jedyni przyjaciele w Londynie.

Odwróciłam wzrok, szukając wolnego miejsca na kanapie, kiedy moje oczy dostrzegły ciemnowłosą postać, której oczy były wlepione we mnie. Speszyłam się lekko, mimo tego chłopak nie odwrócił wzroku. Przyznam szczerze, że przeszły mnie ciarki, ponieważ chłopak wyglądał odrobinę... niebezpiecznie? Miał na sobie czarną koszulę, czarne spodnie oraz czarne buty. Srebrny, sprytnie ukryty pod bluzką naszyjnik mienił się lekko w świetnie lamp. Jego twarz nie wyrażała żadnych emocji, a jego oczy nadal były wlepione we mnie. Nie byłam w stanie powiedzieć, czy chłopak chce mnie zabić, zatańczyć ze mną, a może po prostu robi sobie ze mnie żarty. Zignorowałam jego spojrzenie, kierując się w stronę wyjścia z domu. Potrzebowałam trochę świeżego powietrza, a Luke, Ruby, Daniel i Chloe wydawali się zbyt zajęci sobą, by zauważyć moje zniknięcie. Przecież nie będzie mnie góra pięć minut.

Okej, może trochę dłużej. Ale to tylko dlatego, że wszystkie domy tutaj wyglądają identycznie. Z tym, że nigdzie nie słychać muzyki. Szczerze mówiąc, nie miałam zielonego pojęcia, gdzie jestem, a jedynym światłem, który choć trochę rozjaśniał mi drogę, był księżyc. Zadrżałam lekko, słysząc za sobą kroki, jednak nie miałam odwagi, by się odwrócić. Swoją drogą, nawet nie musiałam, ponieważ sekundę później ktoś zaszedł mi drogę. Całe życie stanęło mi przed oczami, kiedy przede mną wyłoniło się dwóch chłopaków, a może powinnam powiedzieć mężczyzn? Jeden z nich miał jasne blond włosy, postanowione na żel, natomiast twarz drugiego otulona była brązowymi loczkami. Uśmiechy na ich twarzach powinny sugerować, że nie chcą zrobić mi nic złego, prawda? Dlaczego w takim razie miałam wrażenie, że powinnam uciekać, ile sił w nogach? Odwróciłam się na pięcie, robiąc krok do przodu. Wtedy jednak poczułam coś twardego. O Boże, tylko nie to. Kolejnych dwóch chłopaków stało po drugiej stronie mnie. Oboje mieli krótkie, raczej ciemne włosy. Jeden z nich był wyższy. Rozejrzałam się dookoła szukając jakiejkolwiek drogi ucieczki. Z jednej strony była ściana, z drugiej stał czarnowłosy chłopak. Dokładnie ten sam, który gapił się na mnie na imprezie. Momentalnie zamarłam, otwierając lekko usta. Chce mnie zabić, wiedziałam to. Wiedziałam to od samego początku.

Zgubiłaś się, hm? - odezwał się blondyn. Jego akcent wykazywał, że mógł być stąd.
- Ja...um...ja tylko...
- Tylko co? - spytał chłopak w brązowych włosach. Ten niższy. Postanowiłam zignorować to pytanie.
- Nie chcesz się odrobinę zabawić? - „Wyższy” sugestywnie przygryzł wargę, a przez moje ciało ponownie przeszedł dreszcz.
- Skoro nie podobała ci się impreza... może z nami poczujesz się lepiej, hm? - spytał chłopak w loczkach, unosząc brew do góry. Cholera.

Próbowałam wymyślić plan ucieczki, jednak było to dosyć ciężkie, biorąc pod uwagę, że byłam otoczona przez piątkę znacznie wyższych i silniejszych chłopaków. A poza tym, skoro chcą mnie zabić, to na pewno muszą być uzbrojeni. Skoro chcą mnie zabić...w zasadzie, to nie mam nic do stracenia, prawda? Kopnęłam z całej siły czarnowłosego chłopaka stojącego przede mną, ponieważ uznałam, że łatwiej będzie uporać mi się jednym, niż z dwoma. Chłopak skulił się lekko, zupełnie zaskoczony moim postępowaniem, natomiast dwójka stojąca po mojej stronie natychmiast mnie złapała. Nawet nie zdążyłam spróbować uciec. Co ja sobie w ogóle myślałam?! Teraz na pewno mnie zabiją. Poczułam czyjąś pięść na swoim policzku i syknęłam z bólu. Zacisnęłam mocno powieki spodziewając się kolejnej.

Zostaw – odezwał się w końcu chłopak, którego zaszczyciłam solidnym kopniakiem. - Sam się nią zajmę – oznajmił surowym tonem, podchodząc bliżej mnie. Każdy jego krok w moim kierunku powodował, że się cofałam. Kiedy poczułam za sobą zimną ścianę, zamknęłam oczy, czekając na cios. - Jak masz na imię, Skarbie? - spytał, a zamiast bólu poczułam delikatną dłoń, która pogładziła mój policzek. Miejsce, w którym zostałam wcześniej uderzona. - Patrz na mnie, kiedy do ciebie mówię – wyszeptał do mojego ucha, delikatnie muskając je swoimi ustami. Z przerażeniem otworzyłam oczy, a moje ciało po raz kolejny przeszedł dreszcz. Zgwałci mnie. Boże. Może powinnam go poprosić, żeby po prostu mnie zabił? Cholera. - Spytałem, jak masz na imię. Odpowiedz mi – tym razem jego ton był ostry, stanowczy.
- Na...Nathalie – wydusiłam w końcu, przeklinając się w duchu. Mogłam wymyślić każde inne imię, jestem beznadziejna.
- Nathalie – powtórzył, a ja jego twarzy pojawił się diabelski uśmiech. - Miło cię poznać, Nathalie – po raz kolejny wyszeptał do mojego ucha, ustami dotykając skóry zaraz pod nim. Potem przeniósł je na moją szyję, powodując, że podskoczyłam. Miałam ochotę płakać, jednak nie chciałam pokazać, że się boję. Chociaż to pewnie i tak było oczywiste. Chciałam się wyrwać, jednak moją nieudolną próbę ucieczki przerwały ręce chłopaka, które oplótł wokół mojej talii, przyciągając mnie do siebie bliżej. Kiedy jego usta miały dotknąć moich, po raz kolejny zacisnęłam powieki, powtarzając sobie w myślach, że to tylko głupi sen. Z przerażeniem czekałam na to, co miało stać się za chwilę, jednak zamiast pocałunku poczułam, jak jego uścisk luzuje się odrobinę. - Zapłacisz mi za tamto, Skarbie – wyszeptał, po czym cała piątka zniknęła za budynkiem, zostawiając mnie w totalnym szoku.